Sprawa Pani Sao
Bogata i rozpieszczona. Idealny łup, do tego jej sylwetkę można bez najmniejszych problemów określić jako bardzo kobiecą. Trzeci dzień wyczekiwania w ukryciu pod oknem pani Sao był dla Butcha bardzo radosny. Wiedział już, kiedy pani Sao wychodzi z mieszkania i kiedy do niego wraca.
Zaobserwował dokładnie specyfikę jej rozbujanego chodu. Nie, nie była otyła, znajdowała się jeszcze w granicach optymalnej wagi, ale lubiła eksponować swoje krągłe ciało, robiąc to zupełnie inaczej niż nobliwe damy z tej dzielnicy. Butch oblizał się na wspomnienie wystającego brzuszka pani Sao, który był doskonale widoczny z uwagi na obecną kreację kobiety. Szef będzie zadowolony.
Pani Sao wracała do domu; szła, a jej biodra i pośladki zdawały się wydawać mlaszczący odgłos, figura przypominała palmę na wietrze. Obfitą palmę. Butch zagwizdał, wychodząc na środek deptaka zza cienia rzucanego przez jakieś drzewo. Kobieta na jego widok zbladła i wykonała delikatny ruch ciałem, jakby chciała rzucić się do ucieczki. Od mdlącego zapachu owiewających ją perfum Butchowi zrobiło się niedobrze.
Wiedziała, kim on jest i wiedziała, po co przychodzi. Była jednak na tyle bezczelna, że spodziewała się, że może jej się upiecze? O nie, nie. Butch z radością wpatrywał się w przerażenie, zagarniające coraz większą część jej oczu. Lekko zarysowujący się podwójny podbródek drgał, gdyby cała nie trzęsła się ze strachu, nie byłoby go widać.
– Czy jesteś gotowa? – zapytał Butch. Nie zamierzał bawić się w konwenanse. Wszystkie te suki były takie same i nie zasługiwały na nic szczególnego. Te, które miał spotkać i wziąć ze sobą do szefa, zwłaszcza. – Możesz od razu pójść ze mną albo wieczorem przyjdziemy po ciebie oficjalnie. Teraz pójdziemy tak, że nikt nie będzie wiedział, o co chodzi. Wieczorem narobimy trochę rabanu.
Kobieta drżała już zupełnie otwarcie, więc Butch zarechotał. Cóż, poza dość potężną posturą nie wyróżniał się niczym z tłumu, teraz za to sprawił, że „laska” trzęsła się jak osika i to z jego powodu. Jej makijaż zaczął się rozmazywać dzięki strużkom potu ściąganym widocznie siłą grawitacji. Butch nie znał się na kosmetykach, ale i tak go to zdziwiło, bo taka dama z takie dzielnicy powinna jego zdaniem używać preparatów lepszej jakości.
– No?
– Jestem – powiedziała pani Sao. – Daj mi tylko kilka minut, przebiorę się, ubrałam się nieodpowiednio… Jest bardzo gorąco.
– Nigdzie nie pójdziesz. Albo teraz, albo idę i wrócę wieczorem z kolegami.
Obserwował twarz pani Sao, wyglądającą jak źle wykonana maska. Mięsiste wargi kobiety drżały tak samo jak podbródek. Butch opuścił wzrok i popieścił nim resztę jej ciała, lubieżnie skupiając się na bardzo obfitych piersiach. Oponka nadmiarowego ciała na brzuchu była widoczna poniżej i zdradzała prawdziwy, trochę mleczny, trochę niezdrowy kolor jej skóry.
Pani Sao zauważyła jego wzrok i widocznie pomyślała, że może warto spróbować chwytu, który zawsze działał… Oblizała usta i wypięła biust, zafalowała biodrami, ale Butch był odporny na takie rzeczy. Szef zapewniał mu tyle rozrywki, że już więcej nie mógł zmieścić, był więc także bardzo pod tym względem wymagający. Rozpaczliwe wysiłki kobiety stanowiły tylko dowód na konieczność jego obecności tutaj, po prostu miała kurewstwo we krwi. Już sam jej ubiór mówił za siebie, wystarczyło popatrzeć na inne panie mieszkające w tej dzielnicy. Butch zarechotał.
– Dalej jest ci gorąco? – zapytał. I nie czekając na odpowiedź, chwycił dekolt śliskiej bluzki, sukienki czy też co to było, pociągnął. Kobieta krzyknęła i próbowała powstrzymać jego rękę, ale uderzył ją w twarz. – Przestań się szarpać, dziwko! Chcę ci tylko pomóc, hehe. – Pociągnął mocniej i materiał dał za wygraną, poddał się, spod niego wyskoczyły wielkie cycki zupełnie bez żadnej bielizny. – Cholerna dziwka. No, ściągaj resztę szmatek, nie będę cię obsługiwał.
Upokorzona doszczętnie pani Sao posłuchała, bo nie miała innego wyjścia, zresztą może należała do takich kobiet, które na dźwięk głosu prawdziwego mężczyzny dostają paraliżu. Ulicą normalnie chodzili ludzie i pomimo tego, że był to taki szacowny teren, wiele osób przystawało, by się trochę pogapić. Było na co. Pani Sao próbowała wydostać się z ubrania przynajmniej o kilka numerów za małego i wydawało się to bardzo zabawne. Miała mocno czerwone policzki oraz ten fragment skóry pomiędzy szyją a piersiami. Butch dałby głowę, że gdy widział ją rok temu, nie była jeszcze taka tłusta. Widocznie dobrze jej się powodziło z tyloma facetami; dziwka, zwykła dziwka. Mimo tego, że Butch nie czuł zbyt wielkiego prze-konania do zasadności swojej pracy, z nieukrywaną przyjemnością zajmował się doprowadzaniem tych wszystkich dziwek do szefa.
– Ruchy, ruchy – ponaglił leniwie panią Sao, która zdołała zdjąć wierzchnią część, już zresztą wcześniej naderwaną, i teraz męczyła się z dolną. Majtek też nie miała, widocznie nie zdołała ich na siebie wcisnąć. Wydepilowane ciało było dość zadbane, ale bardzo spocone i zaczerwienione ze wstydu. – Szybciej, nie będziemy tu stać całe wieki. Chyba że chcesz, żeby cię wszyscy pooglądali, mamy już sporą widownię.
Kobieta obejrzała się w popłochu i Butch dojrzał tylko, jak sznuruje usta, może nagle naszła ją ochota, by trochę popyskować. Rozkudłała się tym rozbieraniem i musiał pomóc jej spiąć włosy w odpowiednią fryzurę. Nie będzie się tu zasłaniała.
– Buty też.
Z przyjemnością oglądał widoczek, jaki sobą przedstawiała, uważał w ogóle, że szef dobrze ich powybierał. Lubili takie pulchne babki i nie mieli większych zahamowań, do tego charakteryzowali się dobrymi warunkami fizycznymi. Bosa pani Sao wyglądała tak, jak po-winna. Butch miał gdzieś, czy to co robiła, było moralne czy może nie i ani trochę jej nie żałował. Pewnie gdyby nawet odczuwał jakieś współczucie, stłumiłoby je narastające podniecenie. Wyciągnął rękę i uszczypnął obwisłą (ale naprawdę tylko lekko – może sztuczną?) lewą pierś. Kilka razy. Pani Sao syczała, więc nie poprzestał na tym, ciągle trzymając za lewy cycek zmusił ją do obrócenia się. Miała cudowny, rozłożysty tyłek, dość jędrny jak na swój wiek, ale bardzo duży. Dostała kilka klapsów i zaczęła podskakiwać, to dopiero fajna jazda dla tych wszystkich oglądających. Ponieważ czas mijał, a było naprawdę bardzo gorąco, Butch włożył jeszcze dłoń między zaciśnięte uda pani Sao i zagłębił w jej cipkę palec wskazujący. Było tam cholernie mokro.
– Idziemy – ochlapaną sokami pani Sao ręką jeszcze raz wymierzył jej klapsa i popchnął do przodu. – W miarę szybko, chcę widzieć, jak podskakują ci te ogromniaste balony i jak międlisz dupą. Nie próbuj tylko biegać, bo i tak cię dogonię i słowo daję, spiorę na kwaśne jabłko. To było dopiero zabawne!
– Ręce na głowę – wyrzucił z siebie kolejne polecenie. Pani Sao zachlipała i wciągnęła głęboko powietrze
– Trzymaj się parę kroków przede mną. – Nakazał kobiecie by mieć nad nią pełną kontrolę…
c.d.n.