Opowiadania erotyczne

Nowa w branży

0
(0)

Mów mi „Karo”. Jestem trochę tajemnicza, trochę nieśmiała. Dopiero zaczynam i czasami trzeba prowadzić mnie za rączkę. Można powiedzieć, że niedawno straciłam dziewictwo. Niedawno też zaczęłam robić „to” właśnie w ten sposób. Lubię jasne zasady, a sama, mimo że czasem zasłaniam się karnawałową maską, jestem otwarta i życzliwa. Czekam na twój telefon lub e-mail.

Umawiamy się u mnie w domu. Moje mieszkanie nie jest w żaden sposób oznaczone, sąsiedzi nie mają pojęcia, że od czasu do czasu zamienia się w przybytek rozkoszy. Jakiś czas przed wyznaczoną godziną obserwuję z okna okolicę. Gdy zauważam twoją sylwetkę wyposażoną w obowiązkową czerwoną różę, sms-em podaję ci numer widniejący na drzwiach. Słyszę po schodach zdecydowany rytm twoich kroków. Otwieram nago, tak, jak się umawialiśmy, ale nie jestem zbyt widoczna, bo w przedpokoju jest ciemno. Widzę, jak twoje oczy rozszerzają się z podniecenia. Uśmiechasz się na mój widok. Idziesz do łazienki, a ja do pokoju, gdzie trzymam przebrania na różne okazje. Jeszcze nie raz będę korzystała z tego pomieszczenia. Nie dajesz mi dużo czasu, już za chwilę pukasz zniecierpliwiony i ubrany tylko w ręcznik na biodrach. Szybko kończę przygotowania i wychodzę. Jestem hurysą – mam ciężki stanik ze złota, podtrzymujący tylko piersi, ale nie zasłaniający ich. Mam długą, fałdzistą i tętniącą przezroczystościami spódnicę, która ledwo trzyma się na biodrach, ukazując złocisty kolczyk na moim wzgórku łonowym.

Najpierw taniec. Niezbyt umiem tańczyć, ale nie chodzi tu przecież o jakieś perfekcyjne ruchy. Wchodzę po prowizorycznych schodach z książek przykrytych miękką tkaniną na stół i czynię z mojego ciała najlepszą broń. Jestem średniego wzrostu i nie mam ani imponującego biustu, ani bioder jak matka Ziemia. Umiem jednak pokazać wszystkie swoje zalety i teraz robię to, hipnotyzuję cię, aż widzę wyraźnie, jak mocno na ciebie działam. Powoli zsuwam elementy kreacji. Jest tak zmyślnie skonstruowana, że łatwo daje się podzielić na kilka elementów. Pozostaję okryta tylko dwoma wąskimi pasami złota w miejscach absolutnie niepotrzebnych ci do szczęścia. Schodzę. Kręcę biodrami, wysuwając jedną nogę – drugą nogę – jedną nogę – drugą…

Opanowałam świetnie chód ze złączonymi kolanami tak, byś za wcześnie nie dostrzegł zakamarków rajskiej kobiecości. Podchodzę do ciebie i całujemy się. Jesteś ode mnie sporo wyższy, więc pochylasz głowę. Smakujesz mrocznie, czego absolutnie nie podejrzewałam, jest w tym smaku coś z afrykańskiej nocy. Hm, zupełnie inny obszar docelowy. Puls tętni równo w moich i twoich żyłach, przyspiesza razem wraz z tym, jak próbujemy wygrać męsko-kobiecą walkę na języki. Nie całowałeś się chyba jeszcze nigdy z hurysą, to przedsmak nieba… ale tu nie ma nieba, tu jest piekło, gorąco, gorąco i żar. Odrywamy się wreszcie od siebie. Mam mocno zaczerwienione usta i policzki jakby pociągnięte barwiczką, ale to naturalny koloryt.

Osuwam się w dół, muskając piersiami twój umięśniony brzuch i zsuwając okrywający biodra ręcznik. Ujmuję twoją męskość w usta czerwone jak korale. Upięte fikuśnie włosy tańczą z tyłu, okalają moją twarz, nie zasłaniają niczego, co mogłoby być ci potrzebne do szczęścia. Jesteś czułym, delikatnym facetem, choć może o tym nie wiesz, twoje niecierpliwe dłonie nie są doświadczone w kierowaniu moją głową, robią to bezwiednie i lekko, nie narzekam. Łączy nas nie tylko ciało, ale i jakaś poza cielesna więź, jakby zalążek uczucia, którego jednak – wiem – nie ma i nie będzie. Z zaangażowaniem robię ci „loda”. Zwykle tego typu określenia wywołują we mnie błyskawiczne podniecenie, teraz jednak czuję się inaczej. Pewnie dlatego, że jesteś wyjątkowy. Błądzisz palcami w moich włosach, ja patrzę w górę, wiem, że takie uległe spojrzenie stanowi dla mężczyzny prawdziwą daninę i hołd. Chyba wczułam się w rolę. Mruczę, obejmując ustami coraz grubszego członka, docieram wargami coraz wyżej i obserwuję postępy na podstawie wilgotnego śladu. Zazwyczaj przeszkadza mi męskie owłosienie, jednak w twoim przypadku nie ma go aż tak wiele. Nie patrzysz na mnie, odginasz szyję do tyłu, czuję, że jest ci dobrze.

Zwiększam intensywność pieszczot, ujmuję dłońmi trzon penisa, bo nie jestem w stanie zmieścić go całego. Dotykam też jąder, wyczuwam pod palcami ich gładkość, badam ciężar. Po kilku chwilach jestem już bardzo wilgotna, a ty drżysz. Sama narzucam tempo, nie poganiasz mnie, doskonale wiem, kiedy przyspieszyć. I przyspieszam wtedy, gdy jesteś już prawie u celu. Cel wycieka mi na brodę, dzielnie staram się wszystko połknąć – choć wcale nie nalegasz, spoglądasz na mnie spod ciężkich powiek. Odsuwam się, dyszę, oblizuję wargi, czas przejść do drugiego punktu programu.

Siadasz na krześle, wciąż jeszcze w stanie lekkiego oszołomienia, to nie moja wina, że tak działam na mężczyzn. Siadasz, rozchylasz nogi, prawie na brzegu siedziska, ale wygodnie. Ja moszczę się na twoich kolanach. Przodem do ciebie, hipnotyzująco patrzę ci w oczy. „Nic nie mów” szepczę i kładę palec na ustach. Męskie wargi są bardzo podniecające, ale zaczynam od szyi, całuję skórę i podgryzam, rysuję językiem jakiś zawiły wzór, a pod cienką powłoką pulsuje krew, życiodajny rytm. Przemieszczam się, podnosząc lekko na palcach, ale i tak mocno stykam się z tobą łonem, z całą pewnością moczę twoje uda gamą kobiecych soczków. Narasta między nami napięcie, takie jakby iskrzenie, i pożądanie. Pochylam głowę i zwinnym językiem pieszczę twoje sutki – to nieprawda, że u mężczyzn są one niewrażliwe – i leciutko gryzę, stają się bardziej wyraźne. Znów namiętnie się całujemy, jęczymy sobie wzajemnie w usta. Bardzo mocno odczuwam woń egzotycznych perfum, których dzisiaj użyłam. Czuję też twoje zniecierpliwienie między udami. Nie pozwalam ci dłużej czekać, wprawnie wsuwam się cipką na sterczącego członka. Przypisuję sobie całość zasług. To ja jestem na górze i to ja nadaję rytm, a umiem świetnie to robić. W takich jak ta chwilach zapominam o tym, że dopiero zaczynam się „bawić” i wykorzystywać wszystkie dane mi przez fortunę możliwości.

Umiem na przykład wykonywać biodrami okrężne ruchy bez wypuszczania członka z cipki. To coś, czego nauczyłam się z dużego egzemplarza „Kamasutry” który znalazłam kiedyś w domu mojej mamy, na półce, za szeregiem innych, grzecznych pozycji. W środku zdaję się być ciasna, ale rozszerzająca się jak koncha przez co możliwy jest taki okrężny ruch. Wydzielam wystarczające ilości soczków, aby było nam obojgu miło i przyjemnie. Tym razem oboje zbliżamy się do spełnienia, jesteśmy coraz bliżej ostatecznego zapadnięcia się w jasną przestrzeń zachwytu. Półprzytomnie bawisz się moimi piersiami, ja galopuję, jestem spocona, rozgrzana, ale jeszcze nie mam dosyć. Przenoszę ciężar ciała na stopy i balansuję chwilę w ten sposób tylko po to, by móc wyjąć twojego członka z cipki i przełożyć go nieco do tyłu.

Widzę, że pomysł ci się podoba, całujemy się, dłonią rozszerzam pośladki i umieszczam członka tak, że dotyka tylnej dziurki. Rzadko kocham się od tyłu i zawsze miewam problemy ze zmieszczeniem w pupci czegoś większego, ale mężczyźni przecież kochają łamać opór. I kobiet i ich dziurek. Ja w tym przypadku jestem „łatwa”, ale moja dziurka już nie. Oboje dokładamy starań, ja dodatkowo wykonuję posuwiste ruchy, opierając głowę na twoich ramionach. Ty wypychasz biodra do przodu, ja wybiegam ci na spotkanie, wracam i znów. Wchodzisz coraz lepiej, coraz głębiej, widocznie narastająca ilość moich soczków robi swoje. Zauważasz, że mam w sutkach delikatne kolczyki i pieścisz miejsca wokół nich językiem. Ja wbijam się coraz bardziej, czuję rozkoszny ból i bolesną rozkosz. Później łączy nas krzyk spełnienia. Odchylam się do tyłu tak, że dotykam podłogi wyciągniętymi dłońmi. Pozostaję w tej pozycji jak w cudownym omdleniu…

Jak Ci się podobało?

Kliknij na gwiazdki żeby ocenić!

Ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jeszcze nikt nie ocenił

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *