Sprawa Pani Sao cz.3
Odpoczynek nie trwał jednak długo.Do pomieszczenia wpadły dwie kobiety i facet. Wszyscy milczeli – bez różnicy, bo pani Sao i tak nie miała jakiejkolwiek możliwości wyboru, ponieważ zamiast rozmawiać, po prostu chwycili ją pod ręce i wywlekli na korytarz.
– Ależ tłusta – rechotali – ciekawe, czy po pewnym czasie u nas będzie bardziej tłusta, czy wręcz przeciwnie.
Różnie bywało. „A pamiętacie tą?”. „A pamiętacie tamtą?”
Dla pani Sao taka metoda podróżowania nie była najwygodniejsza, ale za to dość szybko dotarła tam, gdzie miała dotrzeć. Mianowicie – do wielkiej łazienki, pełnej pary, wody i dość przyjemnych zapachów. Byłoby to cudownym miejscem, gdyby kobieta nie wiedziała, co ją w sumie czeka.
Dochodziła do wniosku, że wszystkie czynności, jakim ją poddawali tutaj i jakie wokół niej wykonywali, zostały opracowane specjalnie, by ją pognębić. Towarzystwo pięknych kobiet na korytarzu, w towarzystwie których czuła się jak cielna krowa. Obleśni faceci, nie zwracający uwagi na jej dyspozycję czy chęci. Wyzwiska i pogardliwe określenia. A teraz to, czyli wizja publicznego mycia się w tej łaźni. Kobiety wpakowały ją do czegoś przypominającego balię, w czym musiała stanąć, do tego w rozkroku. Gdy to zrobiła, specjalne uchwyty zacisnęły się wokół kostek u nóg. Usłyszała rozkaz podniesienia rąk do góry i zgodnie z domysłami, ręce również zostały skute.
Odsłoniętą i zupełnie bezbronną, bo była tak zawstydzona, że nawet nie śmiała protestować, polano wodą – woda docierała z góry i z dwóch stron dodatkowo, była na zmianę zimna i mocno ciepła. Pani Sao wiła się pod tym prysznicem coraz bardziej, bo jej skóra stawała się z każdą chwilą mocniej wrażliwa, czerwieniła się i pokrywała gęsią skórką. Po kilku minutach dwie kobiety podeszły bliżej ze szczotkami, namydliły je i zaczęły pocierać jej ciało. Nie było to bynajmniej miłe wrażenie, skóra poddana wcześniej wpływowi naprzemiennych temperatur reagowała na nawet lekki dotyk w sposób przyprawiający o drżenie nawet w rejonach, które wydawały się zupełnie odległe. W dodatku pani Sao odczuwała w tym akcie jakąś sugestię, że jest brudna, nie dba o higienę i dlatego trzeba ją tak szorować. Kobiety – strażniczki, posługaczki, pracownice tego obiektu – nie oszczędzały nawet jej piersi, okolic pach, części płciowych oraz pachwin. Wszystko było zupełnie pozbawione jakichkolwiek podtekstów erotycznych, gdyż nawet obecny w pomieszczeniu mężczyzna, zajmujący się regulacją natrysku, nie wydawał się zainteresowany jej obnażonym, obfitym ciałem.
„Pucowanie” trwało i trwało. Co jakiś czas kobiety rzucały krótki rozkaz podobny do szczeknięcia, obowiązkowo z jakimś wyzwiskiem, na przykład „wyżej głowę, dziwko”. Pani Sao pomiędzy zawstydzeniem wrażeniami dobiegającymi od strony fizycznej odczuwała kompletne zadziwienie swoim obecnym położeniem. Coraz mniej mogła to wszystko pojąć. Kontrast pomiędzy jej wcześniejszą pozycją a tym, co się teraz działo, był niemal nie do ogarnięcia. Nie chciała nawet próbować wyobrażać sobie jakichkolwiek dalszych wydarzeń. Mogło ją tu czekać dosłownie wszystko, gdyż słyszała już wiele o sposobach „tresury”, jakie uskuteczniano, by przywoływać „krnąbrne dziwki” do jako takiego porządku.
Kobiety przestały ją szorować i odetchnęła z ulgą, ale jak się okazało, koszmar wcale się nie skończył. Przyniosły golarkę, nożyczki i żyletki, a także jakiś obficie pieniący się krem. Zaczęły od jej łona, które nie było zaniedbane, ale i nie całkowicie wygolone. Pozbyły się owłosienia, a następnie nałożyły dużą ilość piany na jej głowę. W tym momencie pani Sao zaczęła się szarpać jak szalona – owszem, mogli ją pieprzyć we wszystkie otwory i dawać lanie, ale żeby niszczyć jej piękną fryzurę? Szarpała się i szarpała, a otaczający ją pracownicy lokalu na chwilę zaprzestali wszelkich ruchów. Widocznie zastanawiali się, co z tym fantem zrobić.
– Proszę, tylko nie moje włosy – załkała pani Sao, zawstydzona i zdziwiona, bo to była jej pierwsza prośba o litość. – Proszę… – Okres „paraliżu” jej oprawców nie trwał jednak długo, jedna z kobiet zdecydowanie chwyciła jej prowizoryczny kok, a druga przytknęła do niego nożyczki. Ponieważ w panice pani Sao zaczęła się jeszcze bardziej rzucać, pracownice odsunęły się lekko i przez uchwyty trzymające kończyny uwięzionej popłynął impuls prądu.
Pani Sao krzyczała przez dobre pięć minut. Kiedy napięcie zelżało, była zupełnie bezwolna i czuła się tak słabo, że mogli robić z nią wszystko.
– Co się będę z suką pieścił – usłyszała głos znajdującego się w pomieszczeniu mężczyzny.
Kok został ścięty, ale jakoś niekompletnie, kobiety pozostawiły długie pasmo, które poczuła na plecach, sięgające niemal pośladków. Potem w ruch poszła golarka i z tego, co udało się jej wywnioskować, zgoliły całą resztę włosów oprócz tego pasma. Była łysa! Nie chciała tego oglądać. Lecz jak na ironię została do tego zmuszona.
Odwracała głowę, ale oczywiście przytrzymali ją i zmusili do obejrzenia siebie po tak okropnym oszpeceniu. Wydała się sobie – paradoksalnie – młodsza, jej pozbawiona włosów czaszka wyposażona w pojedyncze pasmo, grubości przeciętnego warkocza, wyglądała jak u niemowlęcia, tylko mocne rysy zwracały uwagę jeszcze bardziej niż dotychczas. Nie weszła jeszcze w okres wieku średniego i było to widać na przykład na podstawie skóry, jędrnej i gładkiej, ale warstwa tkanki tłuszczowej czyniła całość dość nalaną i niekoniecznie naprawdę urodziwą. Bez włosów, które zasłaniałyby jej pulchne policzki, z dość dziwną fryzurą nie można było nawet powiedzieć by była choć trochę ładna.
Mężczyzna napluł jej na czoło i zachęcił do dalszego patrzenia na swoje odbicie, tym razem z malowniczym efektem ściekającym po nosie w kierunku ust. Ponieważ otrząsnęła się ze wstrętem, dostała siarczystego klapsa i zapowiedź, że niedługo będzie prosić o rozkosz spijania śliny danej jej przez pana, bo niczego lepszego nie dostanie.
– Od dzisiaj taka kąpiel będzie cię czekać codziennie – powiedziała jedna z kobiet – i oprócz niej nie będziesz miała prawa wchodzenia do jakiejkolwiek wody. Naturalnie w pokojach macie krany, ale do zlewu się raczej nie zmieścisz. Druga kobieta zarechotała, a facet po raz kolejny splunął. Pacynka śliny trafiła panią Sao w lewy sutek.
– Zabiegi higieniczne wyglądają właśnie w ten sposób – mówiła dalej ta, co wcześniej. – Wykonujemy je my, bo wam, dziwkom, w tych kwestiach nie warto ufać. Nie zamierzamy tracić reputacji i przedstawiać klientom niedomytych bab albo niezgodnych z ich zapotrzebowaniem. Nie będziesz używać żadnych pachnideł ani innych kosmetyków. Po spotkaniach z klientem masz prawo do pięciominutowego prysznica, oczywiście pod kontrolą, ale na taki prysznic zgodę wyraża klient. Wy nie macie nic do gadania. Jedyną czynnością, do której macie prawo zawsze, jest udanie się „za grubszą potrzebą” i podmycie się później, mniejsze potrzeby natomiast nie są tak istotne i klient nie musi wcale wam pozwalać na załatwianie ich w miejscu do tego wyznaczonym. Zabrania się udawania większej potrzeby w ramach mniejszej, bo jest to sprawdzane, a za udawanie są kary.
– Resztę zasad w trakcie – powiedziała druga kobieta. – Dobra, dość tych pogadanek i koniec chlapania się. Musimy pokazać jej pokój.
Pani Sao została odczepiona z uchwytów, wyprowadzona z balii i wytarta grubym, raczej szorstkim ręcznikiem i raczej mało delikatnie.
– Jesteś tłusta – wyjaśniła pierwsza kobieta – i takie zabiegi są wskazane, byś nabrała bardziej efektownych kształtów. Choć pewnie klienci będą na zmianę nalegać, żebyś chudła i żebyś tyła, mają różne upodobania. W każdym razie służymy w każdy możliwy sposób. – Skłoniła się szyderczo i znów zarechotała.
Droga do „pokoju” wyglądała jak wcześniej, choć tu trzeba było wchodzić po schodach, a pani Sao musiała wchodzić pierwsza, z rękami założonymi za głowę. Chodziło wciąż o to, by ją poniżać i zawstydzać, ale nie odważyła się na jakikolwiek protest – pamiętała okropny efekt porażenia prądem, a zresztą pośladki miała już mocno czerwone i brakowało jej ochoty na kolejne klapsy. Pomyślała, że będąc uległą, zdziała więcej, niż stawiając jakikolwiek opór…
Nastała już dość późna pora, na próżno było jej oczekiwać kolacji. Pomimo wielu wrażeń i obaw co przyniesie następny dzień, sen przyszedł szybko. Z samego rana obudził ją trzask drzwi i szturchanie
– Wstawaj Krowo, nie jesteś na wczasach. – była to jedna z „przemiłych” pań pracujących w owym przybytku rozpusty i więzieniu dla takich ździr jak pani Sao zarazem. Szurnęła na stół w pokoju tacę, na której znajdowało się trochę ryżu ugotowanego na sypko, oraz warzyw – potrawa wyglądała prawie jak dietetyczna strawa dla zbyt grubego dziecka.
– No już żryj, nie ociągaj się, dziś przyjmujesz pierwszych klientów. – dodała kobieta.
Pani Sao zadrżała, na myśl o tym co może ją czekać. Wiedziała, że goście których oczekuje nie przybędą po to by dać jej jakąkolwiek rozkosz. I miała rację – miała być nędzną zabawką dla klientów, którym sprawiało rozkosz poniżanie, dla tych którzy nie mają ochoty bawić się w delikatności i czułości. Na dodatek, nie byli to zbyt urodziwi mężczyźni, którzy często mieli na bakier z higieną.
Jeszcze nie zdążyła skończyć śniadania, gdy do jej pokojowej celi wkroczyło dwóch mężczyzn niosącym wąski, dość długi stół. Po bokach miał metalowe obręcze, jakby na stopy i na ręce. Poza tym stół można było składać w dwóch miejscach, z tyłu i z przodu. Jej stolik z posiłkiem został przesunięty pod jedną ze ścian, a nowy mebel zajął centralne miejsce w pokoju.
– Obmyj się z potu, bo cuchniesz i rozbierz się do naga – nakazał jeden z mężczyzn – klienci już nie mogą się Ciebie doczekać. – dokończył, chwytając jej pulchną gębę w dłoń, ściskając, nachylił się i pocałował, gryząc lekko jej wargę.
– Tylko nie rozochoć się za bardzo… bo raczej nikt więcej nie będzie cię całował, od dziś kilka razy dziennie będziesz czuła co innego pomiędzy swoimi wargami. – zaśmiał się wraz z towarzyszem i wyszli.
Przez chwilę miała wrażenie, że wybuchnie rozpaczą… ale wiedziała, że na nic jej się to zda. Zacisnęła zęby, czekając na to co się wydarzy….
W końcu nadszedł moment kiedy musiała zacząć płacić za swoją krnąbrność i nieposłuszeństwo. Tuż koło 10-tej drzwi jej pokoju znów się otworzyły, jej oczom ukazał się znienawidzony Butch, a wraz z nim dwóch postawnych mężczyzn. Nie było w nich niczego co mogło by budzić pożądanie, czy choćby jego cień… Jeden wyższy, z wąsami i sporym brzuchem oraz dziwnym spojrzeniem spod lekko opadających powiek. Drugi też lekko przy sobie, niższy, rudawy. „Obrzydlistwo” – pomyślała Pani Sao, zapominając chyba, że sama obecnie nie wygląda zachwycająco. Jednak tym dwóm osobnikom było to raczej obojętne, najważniejsze by miała wszystko na swoim miejscu, by było co pomiętosić, oraz by opłacona kurwa była uległa i spełniała wszelkie zachcianki.
– To jest numer 87, tak jak Panowie sobie życzyli: w kwiecie wieku, wszystko na miejscu i pełne kształtów. Możecie użyć sobie dowolnie, byle by tylko nie wykończyć. Musi odrobić swoje. Macie pełne dwie godziny. – Butch spojrzał na zegarek i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Mężczyźni nie mieli najmniejszej ochoty na gry wstępne, ani zbędne dyskusje – na nic do czego przywykła pani Sao. Podeszli do niej w tej samej chwili, wyższy mężczyzna nachylił się nad sylwetką kobiety siedzącej na swoim łożu i rozerwał prowizoryczną sukienkę kobiety, którą dostała jako codzienne odzienie. Nie miała bielizny, w tym miejscu była by ona zbędnym elementem garderoby. Im oczom ukazały się duże piersi, które zaraz znikły w dłoniach mężczyzny, pomiętolił je parę razy to w jednej, to w drugiej dłoni. Spojrzał na kobietę, której mimika świadczyła o obrzydzeniu i niezadowoleniu. Nie spodobało mu się to, więc chwycił kobietę za żenujący kosmyk włosów i ściągnął na podłogę.
– Klękaj suko – nakazał.
W tym samym momencie, jeden i drugi opuścili swoje spodnie na kostki, by ukazać swoje nie ogolone przyrodzenia, które sterczały już na baczność. Większy zdecydowanie wiódł prym, bo i tym razem ponownie chwycił Panią Sao za włosy i przyciągnął ją do swojego kutasa. Wiedziała co ma robić, nie mogła protestować – no chyba że chciałaby za karę zostać przerżnięta przez całe stado niedomytych wieśniaków – od tak, nie zaliczając „czynności” do odrabianej kary…. Otworzyła usta, pochłaniając członka do ust, facet wciąż trzymał ją za włosy, wpychając się coraz głębiej aż po gardło. Drugi nie miał zamiaru czekać na swoją kolej, podszedł blisko; tak że miała wrażenie że jego kutas zaraz niechcący wepcha się do jej oczu… Chwyciła go posłusznie dłonią, starając się obrobić oboje naraz. Po kilku chwilach, wiedziała, że mężczyźni oczekują dobrej zabawy dzieląc się zgodnie jej niezbyt urodziwymi wdziękami.
W końcu przerwali całą zabawę, wzięli kobietę pod pach i popchali w kierunku dziwnego stołu.
– Kładź się – usłyszała kolejny rozkaz. Niezdarnie wdrapała się na stół. Mężczyźni podeszli, po czym zaczęli niezbyt delikatnie przeciągać jej ciało, w celu odpowiedniego ułożenia go, tak by mogli przypiąć jej ręce i nogi. Jej nogi były zgięte w kolanach, w pupa przysunięta jak najbliżej brzegu stołu, by było łatwiej używać sobie na „ofiarach” stół częściowo składał się tuz za linią kolan.
Teraz dopiero się zaczęło, jeden nieubłaganie obrabiał jej usta, rozpychając na przemian jej policzki, to znów wpychając swoją męskość po same jej gardło, powodując że Pani Sao co chwilę się krztusiła. Drugi bez zbędnych ceregieli postanowił dobrać się do jej cipki. By ułatwić sobie sprawę, splunął pomiędzy jej nogi i rozprowadził wilgoć po całej długości jej cipki, nie odmawiając sobie penetracji jej wnętrza swoimi paluchami, co niestety czynił mało delikatnie. W końcu wszedł w nią gwałtownie. Nie trwało to długo, jego oddech stawał się coraz szybszy i dyszący. Nie miał zamiaru sobie przerywać, kończąc w jej wnętrzu. Rzecz jasna potem nastąpiła zmiana, niższy z mężczyzn począł posuwać kobietę, a większy jak by było mu mało, nakazał zlizać resztę nasienia i wydzielin z własnego członka.
Nie miała szans na odpoczynek, wygłodniali mężczyźni pragnęli dać opust swoim żądzom. Cieszyła się kiedy została uwolniona z dybów, lecz nie długo; bo mężczyźni uczynili to tylko po to by na przemian ciężarem swych ciał, przygnieść ją do ściany. Było to mało przyjemne, gdyż szorstki baranek na ścianie bezlitośnie wbijał się w jej zadbaną, pulchną skórę. Jeszcze gorszym doznaniem była penetracja jej odbytu, bez jakiegokolwiek przygotowania…. Wchodzili dość brutalnie i gwałtowanie, choć przecież nie można było tego nazwać gwałtem – nie krzyczała, nie stawiała oporu. Z zaciśniętymi zębami, po prostu oddawała się, oddając w ten sposób swój dług. Gdy cały maraton rżnięcia dobiegł końca w swój ulubiony sposób wyższy mężczyzna sprowadził panią Sao do „parteru” – jedynie po to by dać upust własnej rozkoszy wraz ze swym towarzyszem na jej twarz. Spocona, oblepiona nasieniem i całkowicie poniżona w końcu została sama… Pozostało jej przywyknąć a najlepiej pokochać swe poniżenie, nauczyć się czerpać z niego przyjemność – każdy następny dzień miał wyglądać podobnie. A ten który trwał, miał przynieść jeszcze nie jedną niespodziankę… w końcu nie minęło nawet jeszcze południe.