Ruda dziwka
Od kilku miesięcy sprzedawała swoje ciało na rogu. Wbrew stereotypowym gadkom, nie było tam żadnej latarni ani nic. Ściana jednej kamienicy stykała się z fragmentem starego muru i częściowo ze ścianą drugiej kamienicy. Wymienione obwarowania tworzyły zaciszne miejsce kojarzące się trochę ze starymi polskimi filmami, w których zawsze jest jesień i zawsze ludzie kupują chryzantemy.
Ze swojego okna miałem doskonały widok na ten właśnie obszar powierzchni i jeszcze na sporą część ulicy. Kilka metrów od jej stałego „parkingu”, nowa miała lokum, magazyn, pakamerę czy jak tam się to zwie. W tym lokum spotykała się z klientami. Dzień w dzień kręciła się w tych okolicach jakby mimochodem. Im bliżej wieczoru, tym silniej przyklejała się do ściany, tym chętniej godziła się wszelkie propozycje. Nie budziło to we mnie zdziwienia, raczej takie zaciekawienie, jakie obudziłyby zmiany w zachowaniu obserwowanego gatunku zwierzęcia. Może i babka była atrakcyjna, ale zmarnowana jak nieboskie stworzenie. Brudna desperatka, która zamiast żebrać postanowiła się oddawać różnym – pierwszym lepszym.
Okolicy nie mieliśmy ciekawej, co jakiś czas zdarzały się tutaj dziwne historie, w tym kradzieże, pobicia, a nawet morderstwa. Klientela „naszej” dziwki to były właśnie takie elementy, które wyuczyły się pewnych cech umożliwiających przetrwanie i niestety okazywały to wszystkim wokół, także jej. Nieraz widziałem, jak wraca chwiejnym krokiem na swoje stanowisko, jak poprawia makijaż, fryzurę, jak chowa się w kącie, a i tak nie zawsze miała możliwość dokończyć dzieła. W dni słoneczne i ciepłe potrafiła wyglądać świetnie; miała piękne włosy: nieujarzmioną, dużą ilość miedzianych kędziorów, jasną i czystą cerę, zgrabną figurę. Nie miała jednak gustu, szczęścia i pieniędzy albo wszystkiego na raz, bo w gorszych niż opisane warunkach od razu przemieniała się w kupkę nieszczęścia, brakowało jeszcze tylko, by zwinęła się w kłębek pod ścianą i zaczęła pochlipywać.
Od czasu do czasu przychodziło do mnie kilku kumpli, co zawsze niemal kończyło się obserwowaniem przez okno, co robi ta „ruda dziwka” i jak jest dzisiaj ubrana, ale jakoś nikomu nie przychodziło do głowy sprawdzenie w praktyce umiejętności specjalistki z rogu. Może i dobrze? Nie ukrywam, że spotkawszy ją w jakimś normalnym miejscu na ulicy na pewno bym się za nią odwrócił, ale obecnie budziła we mnie zainteresowanie tylko na odległość. Odczuwałem wstręt do niedomytych i zaniedbanych dziewcząt, więc do niej też, chociaż rozgrzeszałem ją jednocześnie z takiego stanu rzeczy.
Wracałem z pracy i ona akurat stała bliżej niż zwykle. Prawie przy ulicy. Wiał ostry wiatr, typowo listopadowy, powietrze zdawało się być przesiąknięte lodowatym deszczem. To zziębnięte stworzenie miało na sobie tylko jakąś sukienkę odsłaniającą chude nogi sporo powyżej kolan i futrzaną narzutkę, chyba najbardziej kiczowaty łach, jaki do tej pory widziałem. W kolorze obrzydliwie i brzydko różowym, który tłamsił barwę jej włosów i czynił jej całokształt jeszcze bardziej odpychającym i nieapetycznym. Dziwiłem się, skąd bierze się tylu chętnych na jej usługi, ale w naszej okolicy mało było rozrywek, a kobiety były albo własne, albo przemykały chyłkiem jakby przez siedlisko zarazy i zgnilizny. Dziwka stała na krawężniku i lekko „bujała się w posadach”, jak się domyśliłem, z uwagi na dojmujący chłód. Nie wiem co mnie podkusiło i uśmiechnąłem się do niej przechodząc. Odwzajemniła uśmiech, rozjaśniając nim na chwilę twarz ściągniętą i znacznie starszą, niż wydawało mi się z pobieżnych oględzin. Mogła mieć nawet około trzydziestki, albo też wyglądała tak z powodu niezbyt stabilnego trybu życia. Właściwie nie wiedziałem, skąd się tu wzięła? Uciekłem w te pędy do domu, nie chcąc, żeby przyczepiła się do mnie z ofertą ani z czymkolwiek.
Potem wyglądałem kilkakrotnie przez okno, ale jej nie widziałem. Może poszła z klientem, wzruszyłem ramionami, niech sobie idzie. Zająłem się pracą i relaksem, miałem zaplanowane na dzisiaj różne aktywności, w tym oglądanie telewizji. Ktoś mocno zapukał do drzwi, ba, uderzył w nie kilkakrotnie z zauważalnym zniecierpliwieniem. Popełniłem poważny błąd, bo przyjąłem za pewnik, że to moi kumple i otworzyłem bez zerkania w wizjer. Chwyciła mnie jakaś wielka łapa i wytargała na klatkę. Zobaczyłem jakieś zapijaczone mordy, które zionęły w moim kierunku przetrawioną wódą.
– Co, alfonsiku?! – huknął jeden, waląc mnie jednocześnie na odlew. Częściowo się uchyliłem, ale i tak przejechał mi łapskiem po twarzy i mocno zdenerwował. – Nie jesteśmy odpowiedni dla twojej dziwki? Lepszych się zachciewa? Powinna i tak się cieszyć, że obrabiamy jej wszawą dupę, śmierdzącą na kilometr!
– Co się będziesz z alfonsem pierdolił – drugi wydawał się zniecierpliwiony nie tylko koniecznością przyjścia tutaj, ale również zachowaniem kolegi. – Przyjebmy mu i już nas nie ma.
Byłem zaledwie kilka kroków od moich własnych drzwi do mojego własnego mieszkania i w dodatku pewny, że mogłem nie otwierać. Mogłem do cholery, zerknąć przez ten pieprzony wizjer.
***
Dostałem jak to się mówi klasyczny „wpierdol” i poszli sobie. Nie należę do wybitnych mięczaków, ale i nie mam żadnych specjalnych uwarunkowań do działania w takich sytuacjach. Doświadczenia też nie. Broniłem się trochę, ale ich było trzech, może czterech, sąsiedzi oczywiście nie reagowali, tja.
Bolały mnie jaja, żebra, trochę też dupa i morda. Słownictwo takie jak widać, bo jakoś tak nastroiły mnie okoliczności. Zatrzasnąłem za sobą drzwi zauważając, że z przeciwległych wybiega wąski promyczek światła. Tak, miałem takich właśnie sąsiadów. Czego się jednak można spodziewać w TAKIEJ dzielnicy?
Po umyciu się i wstępnej ocenie obrażeń uznałem, że do wesela się zagoi. Nie to, żebym zamierzał wkrótce się żenić. Sprawdziłem drzwi. Wbiłem sobie w głupi łeb, że wizjer to jest absolutna konieczność.
Podszedłem do okna. Coś mi świtało, ale jeszcze nie wiedziałem co. Latarnia z naprzeciwka oświetlała bladą jasnością obraz dość niespodziewany. Znajomy rudzielec leżał jakby bez życia w swoim kącie. Wokół nie było nikogo. W zasadzie nie wiedziałem co zrobić, dzwonić po pogotowie? A może nic jej nie jest – pomyślałem, być może jest zwyczajnie zamroczona alkoholem, choć nigdy nie wiedziałem by była aż w takim stanie. Znów nie wiem co mnie podkusiło, ubrałem pierwsze z brzegu buty i zarzuciłem kurtkę. Już po chwili byłem przy niej. Nachyliłem się nad jej marną postacią, ale nie wyczułem alkoholu. Jej loki miały teraz kolor brudnego błota, w którym bezwładnie leżała.
– Pomóż mi – wyszeptała nagle, cicho, powoli… Więc żyła, uff. Znów zawahałem się co powinienem zrobić
– Pomóż mi bo wrócą po mnie – powiedziała jeszcze ciszej niż poprzednio
Nie wiedziałem dokładnie gdzie mieszka, nie chciałem mieć jej na sumieniu. Zrzuciłem z siebie kurtkę, zarzuciłem na nią. Jeszcze raz obejrzałem się wokół, upewniony że nikogo nie ma, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego mieszkania. Miała lekko rozciętą wargę, kilka zdrapań na nogach…. poza tym była cała brudna. Nie wcale nie śmierdziała, teraz jak ją trzymałem wyczułem nawet lekki zapach tanich perfum. Co mogłem zrobić, lała mi się przez ręce, zmarznięta, blada. Pobiegłem do łazienki, nalałem pół wanny ciepłej wody. Ale ona nie była w stanie się sama obmyć. Zdjąłem jej poszarpaną sukienkę, oraz porwane rajstopy i zanurzyłem w wannie jej ciało. Czułem się doprawdy przedziwnie.
Mimo swej nędznej profesji i klienteli miała ładne i młode ciało. Okrągłe piersi, dość duże, kobiece wcięcie w tali i zmysłowy pieprzyk tuż obok pępka. Zrobiło mi się jej jakoś bardzo żal. Uczucie żalu, stopniowo zaczęło mieszać się z podnieceniem. Osoba, która wzbudzała we mnie nie dawano obrzydzenie, teraz wywoływała stan podniecenia. Ostatkami sił trzymała się za moje ramie, jakby bojąc się że utonie, w tej niewielkiej ilości wody… Nawet jej nie wytarłem, nie miałem jak i nie miałem gdzie położyć, więc zaniosłem ją do mojego łóżka. Nagą i mokrą, jeszcze okrytą kropelkami wody, które spływały pomiędzy jej piersiami, udami… Nie chciałem tam patrzeć, choć wzrok mnie ciągnął. Była krótko przystrzyżona…
– Dziękuje – wyszeptała.
– Odpocznij – powiedziałem, nie wiedząc doprawdy co powinienem zrobić.
Jeszcze raz zerknąłem przez wizjer, by mieć pewność że nikt mnie nie najdzie. Nie było nikogo, popatrzyłem przez okno, pustka. Tylko jak w tych starych filmach wiatr hulał, rozwalając jesienne liście. Wydawało mi się, ze zasnęła. Jej mokre kędziory teraz okalały moją poduszkę, wyglądała tak niewinnie. Dzień dobiegł końca i na niebie wysoko rozbłysło wiele gwiazd. Za mną było zbyt wiele wrażeń, odczuwałem silną potrzebę odreagowania. Nalałem sobie dwa kieliszki wódki do szklanki, uzupełniając do 2/3 sokiem z pomarańczy. Wypiłem szybko, gapiąc się jeszcze przez moment na „moją dziwkę”. Wiedziałem, że ten jeden drink mi nie pomoże, więc za nim sięgnąłem po drugi, poszedłem wziąć szybki prysznic. Odkręciłem gorącą wodę, para skraplała się na śliskich ścianach i spływała, czułem na sobie gorące strumienie i własny pot.
Wytarłem się, założyłem moje „nocne” bokserki i znów zerknąłem na nią. Spała. Nie miałem za bardzo gdzie się położyć, włączyłem komputer, odpaliłem przeglądarkę… i wlałem w siebie kolejnego drinka. Potem jeszcze jednego, w którym było chyba więcej wódki niż soku. Po dobrej godzinie czułem że mój świat z lekka faluje. Byłem już naprawdę senny i w sumie było mi już obojętny że Ruda z rogu śpi w moim łóżku. Położyłem się obok.
Przysnąłem, gdy nagle nie wiem czy w śnie, czy na jawie, poczułem wilgotne ciepło na moim członku. Stał prężnie, czułem własne napięte żyły i krew w nich buzującą. Było mi przyjemnie. Nie chciałem, albo nie widziałem potrzeby by wszystko przerywać, zresztą nie miałem pewności czy to wszystko dzieje się naprawdę. Czułem tylko jej usta które coraz mocniej przylegały do mojego kutasa i te ruchy, w górę i w dół. Jej dłoń chyba obejmowała moje jądra. Myślałem że eksploduje… Gdy przez moje półprzymknięte oczy dostrzegłem jej sylwetkę, która wdrapywała się na mnie. Teraz to ja nie miałem siły się bronić. Kilka chwil, jej biust falował nad moja twarzą, z lekka okryty rudymi lokami. Wydawało mi się że była ciasna i mokra, kręciła biodrami, opadając mocno na mój trzon. Straciłem kontrolę, moje ręce powędrowały na jej biodra, jeszcze mocniej ją nabijając na moją męskość. Nie chciałem w niej skończyć, chyba to wiedziała. Zeszła ze mnie dosłownie w ostatnim momencie, otaczając lokami moją męskość, którą pochłonęła znów do ust. Trysnąłem całą lawiną mocnych uniesień.
Położyła się obok mnie, spojrzałem na nią. Patrzała na mnie, byłem nadal pijany, choć za razem przerażony. Ogarniała mnie senność. Wolałem jej również się poddać i nie myśleć o tym wszystkim co wydarzyło się tego dnia.